Paprotka z prawem jazdy

17 marca, 2021
Dagmara Strzygocka - Felietony o ludziach, świecie i innych zjawiskach

Dzisiaj wszystkim tym, którzy myślą od czasu do czasu o zmianie nawyków życiowych. 😀Weźcie sobie z tego co potrzebujecie, wszystko, trochę albo nic i udostępniajcie innym, na pewno komuś się przyda. Owocnych przemyśleń wam życzę.😊😊😊

Paprotka z prawem jazdy

Znam ludzi, którzy uwielbiają rośliny, mają całe parapety zastawione rozmaitej maści kwiatkami, chociaż – jak twierdzi moja zaprzyjaźniona pani od biologii – nie wszystko co zielone w doniczce to kwiatek, ale ona też twierdzi, że takie żółte wiosenne, z których potem robią się dmuchawce to nie mlecze, a przecież wszyscy wiemy, że mlecze ( no może niektórzy). Lubimy zielone, taka namiastka dzikiej puszczy może, jakiś atawizm po przodkach. Rośliny doniczkowe mają to do siebie, że są raczej stacjonarne, przemieszczają się tylko za sprawą właściciela, wymagają opieki – chociażby podlewania i poza wyglądaniem nic nie robią, no może coś tam filtrują, coś tam zjadają a coś wypuszczają, ale tego gołym okiem przecież nie widać. Zwolennicy doniczkowych zieloności popadają w zachwyt na widok dorodnych dracen, palm, paproci czy innych tym podobnych. Dmuchają i chuchają na te swoje kwiatki, nawożą, myją, gadają do nich – cóż ludzie mają różne hobby, nie mnie oceniać. Zastanawialiście się kiedyś co może sobie myśleć taka domowa paprotka? Chyba można założyć, że jest sobą zachwycona, podziwia swoje piękne, zielone liście, cieszy się promieniami słońca, całymi dniami gapi się przez okno i kontempluje każdą chwilę, czyli uprawia mindfulness, zauważa wschody i zachody słońca, przyjmuje jako coś naturalnego wszystkie starania o jej dobrostan i wcale jej się nie wydaje, że musi się odwdzięczać. Jest sobą, nie ulega żadnym presjom, nie ma żadnych fisiów, nie zmaga się z wewnętrznym krytykiem, nie ma żadnych nieadaptacyjnych trybów zachowania i tym podobnych. Po prostu jest i pozwala się sobą opiekować i zachwycać. No tak – powiecie – ale nie ma za to na nic wpływu, jest zależna, bezwolna i bezradna. I to jest główna przyczyna, dla której paprotkowanie nie jest popularne. Długo robiłam przegląd moich przyjaciół, znajomych i ich znajomych i ich znajomych itd. O byciu etatową paprotką z przekonania i charakteru wśród nich nie słyszałam, no o epizodach wyuczonej bezradności typu – „ojej co mam teraz zrobić, zamknął mi się dokument w kompie” albo „zarezerwuj te bilety na samolot, bo ja nie umiem” – to i owszem. Generalnie na samą myśl o braku kontroli nad światem większość z nich popada w konsternację, a niektórzy w panikę. Sądzę jednak, że paprotkowania warto się nauczyć – ja ćwiczę. Na początek zaprzestałam bycia wiecznym kierowcą i pozwalam się wozić – cudowne uczucie, można się pogapić, nowe rzeczy odkryć po drodze, coś zjeść, gestykulować przy rozmowie, kręcić się, kłaść stopy na przedniej szybie i nic nie musieć . Polecam! Chociaż… muszę się wam do czegoś przyznać … owszem robię za paprotkę, ale za paprotkę z prawem jazdy w garści – ciągle. A jak jest u was?

Nie czekaj dłużej. Zacznij wytyczać własną ścieżkę już dziś!

Skontaktuj się ze mną!

11 + 7 =